Na blogu My Books My Life organizowana jest czytelnicza rozdawajka.
Oczami Abdy
czwartek, 28 maja 2015
wtorek, 12 maja 2015
Paradoks życia
Jakiś czas temu, na lekcji chemii, nauczyciel podzielił się z nami drobną
anegdotą na temat ludzkiego życia. Ujawnił nam coś, co normalnemu człowiekowi
nie przeszłoby przez myśl, gdyż wydawałoby mu się to niedorzecznością i
wyolbrzymieniem.
Każdy z nas wie, iż do życia niezbędny jest nam tlen.
Jest to pierwiastek, który szczególnie oddziałuje na nasze życie, powodując, że
możemy oddychać i być pewni, iż dzięki niemu wszystkie niezbędne procesy w
naszym organizmie będą przebiegały pomyślnie. Jest jednak pewien haczyk. Tlen,
tak samo daje nam życie, jak i nam je odbiera. Dokładnie. Gdybyśmy dłuższy czas
oddychali czystym tlenem, zostalibyśmy zdmuchnięci z tego świata, niczym pionki
do gry planszowej, które, wskutek nagłego porywu wiatru, przewracają się i
sieją zamęt na kolorowym polu. Nie w mojej mocy rozprawianie na tematy związane
z nauką przyrodniczą, jaką jest chemia gdyż moje pojęcie o niej ogranicza się
do skrupulatnie zawężonej podstawy programowej, toteż powstrzymam się od
dalszych rozważań. Temat ten, na tyle jednak mnie zainteresował, iż
postanowiłam w niniejszej pracy poddać pod lupę ogół ludzkiego życia. Pragnę
zastanowić się nad sensem istnienia, nad motywami, jakie kierowały Stwórcą, by stworzyć
człowieka i cały otaczający go świat oraz wszechświat. Jest to z pewnością
niełatwy orzech do zgryzienia, ale czymże byłoby życie bez stawiania sobie wyzwań
i wykraczania poza własne, dotąd znane nam, możliwości? Mam nadzieję, że jesteście
tego samego zdania, co ja i podejmiecie się dalszej podróży w głąb moich
refleksji.
Nie wiem jak wam, ale w związku z powyższym tematem, jedynym, co przychodzi
mi na myśl jest trafna sentencja, widniejąca na stronie pewnego dzieła
literackiego, pt. „Złodziejka książek”: „Kiedyś wszyscy umrzemy”. Zdecydowanie,
te trzy słowa reprezentują sobą najprawdziwszą prawdę, która z pewnością nie
jest dla nas czymś odkrywczym. O tym, że umrze, wie chyba każdy z nas. W takim
razie, dlaczego, mimo tego, że nasz los jest przesądzony, udaje nam się żyć?
Dlaczego udaje nam się czerpać z życia jak najwięcej, skoro (zgodnie z
dogmatami naszej katolickiej wiary), prawdziwe życie rozpoczyna się dopiero po
śmierci u boku Boga Ojca? Jaki jest sens uczestnictwa w spektaklu zatytułowanym
„życie na ziemi”? Do tak wielkich rozmyślań skłoniła mnie właśnie owa anegdota
zasłyszana na lekcji chemii, całkowicie niezwiązana z ówczesnym tematem lekcji.
To ciekawe, jak mały zalążek jest w stanie rozrosnąć się do, olbrzymich
rozmiarów, dorosłej rośliny. Taką roślinę stworzę przy użyciu słów i
olbrzymiego arsenału myśli, które w chwili obecnej kotłują się w mojej
młodzieńczej głowie. Zabiorę Was w podróż przez schemat życia potencjalnego
człowieka. Przedstawię jego troski, pragnienia i pobudki, które kierują nim w
osiąganiu pełni człowieczeństwa i czerpania wielkiej ilości pozytywów,
wynikających z egzystencji.
Spróbujmy wyobrazić sobie małe dziecko. Dziecko, które dopiero co przyszło
na świat. Właściwie, możemy mówić o niemowlęciu. Czym odznacza się niemowlę? Co
sobą reprezentuje? Z pewnością jest tak samo piękną i cudowną istotą, jak my
wszyscy i ma pełnię przysługujących mu praw. Posiada kochającą rodzinę, która
prowadzi je przez życie w pierwszych jego chwilach. Uczy odróżniać dobro od
zła. Gdy owe dziecko podrośnie, zaczyna myśleć na własny rachunek. Powoli
odnajduje się pośród dziesiątek, a nawet setek ludzi podobnych do siebie i
czerpie wzorce z ich zachowań. Gdy osiągnie wiek młodzieńczy, zaczyna stawiać
sobie cele. Podejmuje naukę w szkole, dąży do realizacji swoich pragnień i
marzeń. Nadchodzi czas, w którym niedawne dziecko przeobraża się w osobę
dorosłą, znajduje, gwarantujące utrzymanie, zatrudnienie, zakłada rodzinę,
wydaje na świat potomstwo i cały cykl powtarza się od nowa. Tak oto prezentuje
się typowy schemat życia. Te same cele, ta sama kolejność, następujących po
sobie, elementów układanki. Na końcu
cyklu przychodzi śmierć, a na miejscu ludzi, którzy wypełnili swoje powołanie,
pojawiają się nowe osoby i powtórnie krąg się zamyka. Tak działa życie. Jak więc
dobrze je przeżyć? Jakie środki przedsięwziąć, by zakończyć je z pełną satysfakcją
i, wypełniającym wnętrze, spełnieniem?
Przyznaję się bez bicia, iż jestem stuprocentową pesymistką i widzę
wszystko w ciemnych barwach. Moje perspektywy ściśle powiązane z przyszłością
przybierają coraz to bardziej okrojony kształt, gdyż nie ma w nich miejsca na
jasne, kolorowe barwy, które nadałyby kunsztu i odrobiny słodyczy mojemu
przyszłemu życiu. Z tego powodu, również mój nastrój i postrzeganie świata są w
maksymalnym stopniu pesymistyczne i niezachęcające do dalszego egzystowania.
Cieszę się, że jestem tego świadoma, bo inaczej byłoby ze mną naprawdę źle.
Próbuję spojrzeć czasami na świat przez tzw. „różowe okulary”, oczywiście z
dozą niezbędnego realizmu, ale uwierzcie, że jest to niezwykle trudne. Dlatego
też, przychodzę do Was z misją, by wszystkie dotychczasowe troski i zmartwienia
porzucić, na rzecz pełniejszego życia, w blasku kolorowej chwały. Pragnę przejść
metamorfozę i jestem w stanie przedsięwziąć w tym kierunku odpowiednie kroki.
Postaram się uzbroić w, niewielki na początek, bagaż optymizmu i pokazać się
światu z odrobinę lepszej strony. Co skłoniło mnie do tak nagłego ujawnienia
cząstki siebie? Moim zamysłem jest uświadomienie Wam, że nie wystarczy wpasować
się w podstawowe schematy ludzkiego życia wymienione wyżej, a wręcz całkowicie
je wzbogacić i stworzyć na swój własny sposób. Ilu ludzi zmuszonych jest
pożegnać się ze światem, na którym, wskutek bierności, nie pozostawiło po sobie
żadnego śladu? Zapewne kojarzycie bardzo powszechną maksymę Horacego o treści: „Carpe
diem”, co dosłownie oznacza: „chwytaj dzień”. Jest to zachęta do traktowania
każdego dnia naszego cennego życia w taki sposób, jakby był naszym ostatnim.
Należy czerpać z życia wszystko co dobre, bez względu na ilość. Jeżeli chociaż
niewielki przedmiot, czy też na pozór normalne zdarzenie wywoła, choćby cień,
pozytywnego uśmiechu na naszej twarzy, nie należy wahać się ani chwili, a tylko
przystąpić do działania. Wielu ludzi zapomina o tym, jak ważne w naszym życiu
są marzenia. Jak ogromne znaczenie mają nasze pragnienia, chęci i stawiane
sobie cele. Jak bezcenne jest uczucie, w którym, wskutek pomyślnych działań, w
końcu osiągamy spełnienie, ładujemy baterie i stawiamy sobie poprzeczkę jeszcze
wyżej. Cały świat stoi przez nami otworem. Nie bez powodu jest on bogaty w tak
olbrzymi zasób dóbr. To wszystko jest w zasięgu naszych rąk. Wystarczy tylko
chcieć. Jak to mówią: „Dla chcącego nic trudnego”. Jeżeli ja, zaawansowana pesymistka,
która swoim podejściem do świata przysłoniła pozytywny wzgląd na otaczające nas
uniwersum wielu osobom, decyduję się na metamorfozę o 180 stopni, Wam również
proponuję zastanowić się nad sensem istnienia i Waszym powołaniem. Nie bierzcie
sobie do serca twierdzeń odnośnie nieuniknionej śmierci, bądź braku sensu w życiu
pełnią życia. Jedyne, co jest całkowicie pozbawione sensu to właśnie tego typu „mądrości”.
Pamiętajcie, nie jesteście w stanie stwierdzić, co spotka Was jutro.
Korzystajcie z życia, żeby u kresu sił móc powiedzieć: „Przeżyłem swoje życie,
najlepiej, jak potrafiłem. Zgłębiłem jego tajniki i zaznajomiłem się z jego
działaniem. Jestem szczęśliwym i doświadczonym człowiekiem, któremu niestraszna
śmierć”. Z własnego doświadczenia wiem, ile dziennego czasu poświęcałam na
użalanie się nad sobą. Wskutek mojej nieuwagi, upłynęło mi kilka lat życia,
które zostały zaliczone w stanie całkowitej bierności. Zobowiązuję się spojrzeć
na świat pod nieco innym kątem. Tego samego oczekuję od Was. Zróbcie to dla
siebie samych. Gwarantuję Wam, że nie tylko Wy odczujecie pozytywny dreszczyk emocji,
ale, że udzieli się on również Waszym bliskim, z którymi będziecie mogli
dzielić ową radość i brnąć przez życie w stanie całkowitego zaabsorbowania jego
idealną formą. Wszystko ma taki kształt, jaki sami wykreujecie we własnym
umyśle. To Wy jesteście architektami świata i to Wy decydujecie o jego
ostatecznym kształcie. Czekam na Wasze przemyślenia na ten temat.
niedziela, 26 kwietnia 2015
"Kto czyta książki, żyje podwójnie"
Książki, książki, książki… Cóż można
napisać o książkach? W moim mniemaniu, nic innego, jak szereg pochlebnych
superlatyw… Pochlebnych superlatyw, cóż… Wyczuwam dość poważny błąd
stylistyczny, a czemuż to? Dlatego, że superlatywy same w sobie są pochlebne,
logiczne, prawda? Ale nie cofnę owego błędu, gdyż o tworach przewodnich nie
jestem w stanie pisać inaczej, aniżeli pozytywnie, posuwając się aż do błędów
językowych. Książki są dla mnie ostoją w trudnych chwilach. Nauczyły mnie wielu
wartości, które diametralnie zmieniły moje poglądy na otaczającą nas poszarzałą
rzeczywistość. Dlaczego poszarzałą? To temat na osobny wpis. Wracając… Dzięki
plikom wątłych kartek nauczyłam się marzyć… Dosłownie. Oddziałują one ma mnie w
nienazwany dotąd sposób. Przynajmniej ja nie znalazłam odpowiedniego
określenia. Mogłabym pisać o nich w dzień i noc. Bezustannie. Kocham je
bezwarunkowo i będę trwać w owej miłości do końca moich dni. Ciekawe jest to,
że nikt szczególnie nie zaszczepił we mnie „narkotyku”, jakim jest niewidoczna,
niewyczuwalna i bezwonna substancja, która, mimo swojej bezpłciowości, wytwarza
tak silne pole oddziaływania, iż nic nie jest w stanie jej zahamować. Emanuje
niebywale silnie i również niewyczuwalnie. Dociera do duszy, roztacza istne
piekło we wnętrzu. Obejmuje w posiadanie wszystkie organelle ludzkie, nie zna
litości. Nie wyznaje wyzwolenia, aczkolwiek wybiórczość owszem. Działa
wybiórcza i nie da się temu zaprzeczyć. W przypadku biernych podmiotów ludzkich
przechodzi bez echa. Działa na osoby wrażliwe i podatne na piękno otaczającego
nas uniwersum. Wiem to z własnego doświadczenia. Czuję się zaszczycona, że to
ja, niby niepozorna osóbka, doznałam objawienia i zostałam – może to nie jest
odpowiednie słowo – obarczona owym brzemieniem i niosę je ze sobą przez życie.
Takowe brzemię nie hańbi, a wręcz otwiera wrota duszy i staje otworem przed
nowinkami z rozgrywającego się wokół nas spektaklu człowieczego życia. Mam w
zwyczaju chwytać się wielu wątków jednocześnie, toteż zwracajcie mi uwagę,
gdyby podobne sytuacje były aż nadto nieznośne. Postanowiłam dzielić się w Wami
moimi przemyśleniami, by wyzbyć się tego brzydkiego nawyku! Otóż to!
Roztkliwianiu się mówimy stanowcze nie! Taka dygresja odnośnie niewyżycia
literackiego niezwykle pragmatycznej autorki. Przepraszam i wracam do tematu:)
Pozwólcie, że cofniemy się nieco
wstecz, jakieś sześć lat, może siedem, w porywach do ośmiu (dzięki, tato:). Kim
ja wtedy byłam? Kim byliście Wy? Hmmm… Wydaje mi się, że kończyłam szkołę
podstawową. O ile się nie mylę, była to klasa I. Pierwsze zetknięcie z książką,
dokładnie lekturą szkolną. Uszczuplając, był to „Kubuś Puchatek”. Tak! Wszyscy
kochamy Kubusia! Głęboko wierzę, że i Wy mieliście szansę przeżyć dzieciństwo w
objęciach tego wspaniałego niedźwiadka. Wierzę również, że nie raz mieliście
okazję znaleźć się w jego wyimaginowanym świecie i przeżywać przygody, które
nieodwracalnie zaszczepiły w Was chęć zdobycia kuli ziemskiej i nauczyły
przebojowości, tak charakterystycznej u małych dzieci, dla których baśniowy
świat jest jedną wielką zagadką i nieodkrytą skrzynią skarbów, kryjącą
niekończące się złoża klejnotów, które wraz z wiekiem, niestety, tracą na
blasku. Bo przecież, wskutek ciągłego noszenia, bądź przekładania, srebro, czy
złoto traci swą naturalną, bajeczną barwę, która lśni i gotowa byłaby swym
blaskiem oświecić nam najgłębszy i najciemniejszy tunel. Wobec takiego obrotu
sprawy, możemy oczywiście owe surowce wyczyścić, ale czy choć w niewielkiej
części zbliżymy je do ich pierwotnego stanu? Czy pozbawimy rys i śladów
użytkowania? Oczywiście, że nie. Powiem Wam jednak coś ciekawego. Powyższe
dobra materialne możemy bez problemu przyrównać do ludzi. Owszem, do zwykłych
ludzi. Nas. Potencjalnych zjadaczy chleba. Czyż nie będzie rozsądnym
wytłumaczenie, jakoby owe twory nabierały doświadczenia, wzbogacały swą
egzystencję o nowe, nieznane dotąd cechy? Czy nie logiczne wydaje się, iż
dziecko wskutek pielęgnowania ze strony rodziców i otoczenia, staje się
ulepszoną wersją samego siebie? Staje się bogate w zasoby? To samo tyczy się
dóbr materialnych. Każde używane dobro posiada głębokie, nieodkryte oblicze.
Jest niczym niekończąca się studnia doświadczenia i przeżyć. Wskutek
użytkowania, nabywa nowe zabrudzenia, nowe rysy, skazy. Ale nacechowane tylko i
wyłącznie pozytywnie. Każdy defekt skrywa piękną historię. Nie zawsze jest ona
piękna w suchej postaci, ale z pewnością pociągnęła za sobą wiele skutków,
które kiedyś znajdą ujście w wodospadzie dobra i pomyślnej rekonwalescencji.
Aby nieco przybliżyć Wam mój tok rozumowania podam najzwyklejszy przykład z
życia wzięty. Przypomnijcie sobie jakikolwiek przedmiot w Waszym rodzinnym
spichlerzu pamiątek. Pierścionek po prababci, wiekowy obraz, bądź imbryk do
herbaty, wyraźnie nienadający się do użytku, a jednak zajmujący honorową
pozycję w Waszych domach. Albo fotografie. Mogą to być nawet fotografie
przodków, czy też fotografie zabytkowych obiektów, które w jakikolwiek sposób
przypominają Wam o rodzinie, przyjemnych epizodach z życia. Czy zgodzicie się
ze mną, że każdy z wymienionych wcześniej obiektów emanuje dziwną, aczkolwiek
swoistą energią? Dlaczego odziedziczony przedmiot zawsze staracie się
wyszczególnić i dlaczego zajmuje on tytularne miejsce w Waszym sercu? Odpowiedź
jest nadal ta sama: historia. Każdy taki eksponat gromadzi w sobie przepiękną
formę historii. Waszej historii. Identyfikujecie się z nią i staracie się
odnaleźć w niej cząstkę siebie, jak wielu poświęceń by to nie wymagało. Jest to
rzecz jak najbardziej normalna i poważana w społeczeństwie. Ale dlaczego o tym
wspomniałam? Wbrew jakimkolwiek twierdzeniom, nie był to wynik mojego
chaotycznego sposobu pokładu myśli, a wstęp do rozwinięcia przewodniego tematu.
Czy to nie brzmi chaotycznie? Nic na to nie poradzę, nawyk jest silniejszy ode
mnie J. Czy nie wydaje Wam się,
że to uczucie znajduje również ostoję w… czym?... książkach? Tak! Właśnie do
tego dążę. Każda książka, jakiegokolwiek nie byłaby gatunku posiada równie
olbrzymi arsenał owego nienazwanego uczucia i przechodzi z pokolenia na
pokolenie. Aleksander Hercen powiedział kiedyś: „Ginęły państwa, społeczeństwa,
plemiona i narody, a książka pozostawała. Rośnie ona
i rozwija się razem z postępem ludzkości”. Odnoszę nieodparte
wrażenie, iż książka nigdy nie zginie. Może niekoniecznie jej materialna
postać, bardzo łatwo jest bowiem ją zniszczyć i nieodwracalnie poturbować, ale
z pewnością płynące z niej nauki będą bezustannie żywe i bezkresne. To, co
autor pragnął przekazać nam pisząc daną książkę nie jest tylko i wyłącznie
jednoimiennym skojarzeniem, maksymą, morałem. Tyle, ile na świecie charakterów,
tyle jest przekładów utworów poetyckich i ogólnych wrażeń po zapoznaniu się z
daną historią. Można by zasugerować, jakoby nie wszystkie książki zasługują na
miano wzorców, ale gdyby bliżej przyjrzeć się każdej z osobna, nawet na pozór
wątła książka kryje w sobie to drugie dno. Nie każdemu jest dane je ujrzeć i
zagłębić się w jego oparach, ale nie należy ustawać w poszukiwaniach i, bez
względu na wszystko, dążyć do celu. Osobiście przyznaję, iż książki również
kupuję. Nie opieram się tylko na pozycjach z biblioteki, gdyż nie zawsze są one
wyposażone w pozycje przeze mnie adorowane. Niestety, zapachu książki nowej, a
zużytej, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, nie ma co porównywać. Przoduje
zdecydowanie ta druga, aczkolwiek, wskutek pożyczania i dzielenia się własnym
zbiorami z innymi, łatwo można chociaż częściowo zbliżyć obie do siebie.
Podzielę się z Wami moją sugestią, którą napotkałam ostatnio na pewnej stronie
poświęconej książkom. Postanowiłam w każdej książce pozostawiać niewinną i anonimową
wiadomość z zarysem refleksji, które zagościły w moim umyśle po zanurzeniu się
w świat przedstawiony w danej pozycji. Może Wy również spróbujecie czegoś
podobnego? Jest to z pewnością bardzo ciekawe i niezwykle motywujące. Po
niedługim czasie, może ktoś inny dołączy do eksperymentu i przeobrazi się on w
bardzo przyjemną formę komunikacji międzyludzkiej. Życzę powodzenia i liczę na
Wasze relacje.
Czego jeszcze możemy doszukiwać się
w plikach wątłych, pożółkłych kartek, pokrytych czarnymi znaczkami, które
ułożone w odpowiedni i zwarty sposób tworzą sensowny scenariusz i w kontakcie z
bezkresnością ludzkiej wyobraźni przeobrażają się w istne apogeum możliwości
ziemskich? Zastanówmy się nad tym, jak ważna jest w tym procesie zdolność
marzeń. Jest to kolejny temat, obok którego nie sposób przejść obojętnie.
Dodatkowy temat na wpis. Dam się ponieść, ponownie. Wracając do myśli
przewodniej… Czymże byłoby czytanie bez udziału naszych komórek mózgowych
odpowiedzialnych za marzenia, abstrakcyjne myślenie i zdolność postrzegania
świata w różowych okularach? To byłoby coś… coś… strasznego! Nie mieści mi się
to w głowie. Bylibyśmy niewolnikami tego świata. Nieco dobitnie powiedziane,
ale zupełnie prawdziwe. Nic innego nie przychodzi mi do głowy, a mówią, że pierwsza
myśl zawsze jest najlepsza. Zdaję się na łaskę i niełaskę mojego instynktu. Mam
do Was jedno małe pytanko. Czy tylko ja żyję w wielu równoległych światach,
niekoniecznie narzuconych przez autorów książek, ale ściśle nimi inspirowanych
i prowadzę jednocześnie wiele żyć? Czy przed snem, bądź w chwilach
całkowitej ignorancji nie uciekacie w myślach do świata wytworzonego w Waszym
umyśle i nie poddajecie się wirowi „realistycznych inaczej” równoległych
światów? Nie wierzę, że tylko ja jestem tak pokręcona. Ślepo wierzę, że jestem
jedyna w swoim rodzaju i nigdzie nie ma kopii, bądź wadliwej, czy też
ulepszonej wersji mnie i żyję tylko i wyłącznie na własny rachunek, ale
doskonale wiem, że chwile zatracenia i tzw. „odpłynięcia” miewa każdy
potencjalny przedstawiciel rasy ludzkiej. Nie da się tego ukryć i w żaden
sposób temu zaprzeczyć. Nawet nie próbujcie. Dla ludzi młodych jest to forma
ucieczki i formowania idealnych scenariuszy miłosnych, związanych z
przyszłością i wkroczeniem w dorosłość. Z kolei, dla tych, już doświadczonych
na arenie życia, może to być ucieczka od trosk dnia codziennego i sposób na
chandrę związaną z macierzyństwem, czy też przemijającą młodością. Jest to
niezawodna forma relaksu, powstająca tylko dla nas i u nas. Nic i nikt nie jest
w stanie nas jej pozbawić jak i zmusić do usunięcia. Nie posiada limitów. Jest
nieprzebrana. Też uważacie, że to niezwykle piękne i pobudzające do życia?
Wątpię, że jest inaczej. Nie bez powodu mówi się, że książka pod każdym
względem przewyższa ekranizację filmową, czy serialową. Kino akcji, nawet to
najbardziej ekstremalne posiada limit efektów specjalnych i wyznaczony zakres
elementów fantastycznych. Z książką nie ma tego problemu. Dlatego też, przy
okazji, zalecam najpierw przeczytać książkę, a dopiero potem zabrać się za
film.
Książki, książki, książki wszędzie
książki… Posiadacie w Swoich domostwach jakiekolwiek zbiory literatury? Z
chęcią zapoznam się z Waszymi upodobaniami literackimi. O gustach się nie
dyskutuje, ale zaprezentować się od strony całkowicie anonimowej, obejmującej
tylko owy zakres, nie zaszkodzi. Chciałabym, aby dzisiejsze dzieci, młodzież i
młodzi dorośli dorastali w dobie książek. Chciałabym również, by urządzenia
elektroniczne zaprzestały inwazji i nie bezcześciły rozumów podatnych na
złamania. Czyż to nie ironiczne? Niewyżyta literacko nastolatka sugeruje, by
elektronika nie szła do przodu, a powróciły czasy papierowych form rozrywki, by
dzieci i młodzież czytały książki oraz, by cały świat powrócił do czasów sprzed
kilkudziesięciu lat. Próbuje zreformować świat, też coś… Nie. Nie zgadzam się.
Ja tylko usiłuję znaleźć ludzi podobnych do mnie. Usiłuję dotrzeć do nich i
dzielić z nimi swoje pasje. Chcę zobaczyć, ilu ludzi myśli podobnie jak ja.
Jest to ekscytujące i bardzo budujące. Jak postrzegacie dzisiejszy system
wartości młodzieży? Jaki jest Wasz stosunek do książek? Czy zaszczepiliście w
Waszych pociechach zamiłowanie do czytania, bądź macie to w planach? Podzielcie
się Swoimi refleksjami. Jestem otwarta na wszelkie komentarze i wolne
przemyślenia. A może są historie, które wywarły na Was ogromne wrażenie i
chcecie podzielić się kilkoma tytułami z innymi? Wypiszcie je, a z pewnością i
ja, w niedługim czasie, przyłączę się do rozważań. Życzę wielu miłych chwil
podczas czytania i przeżycia ogromu fascynujących przygód. Zdobywajcie nowe
doświadczenia i bądźcie otwarci na wszelkiego rodzaju literaturę. Pamiętajcie:
KTO CZYTA, NIE BŁĄDZI. :)
sobota, 25 kwietnia 2015
Abda to ja :)
Witam wszystkich!
Nazywam się... Mój pseudonim to Abda.
Niniejszy blog został założony ze względu na moje niewyżycie literackie, jak ja
to nazywam. Kocham pisać, ale nie ma wokół mnie osób, które podzielałyby ze mną
tę miłość i rozumiały moje aspiracje. Doceniać, owszem, doceniają, ale nie są w
stanie zdziałać niczego ponad to. Mam naście lat. Jedyne, co robię, by w jakiś
sposób dać upust mojej inwencji twórczej, to piszę rozprawki na lekcje języka
polskiego. Tak, wiem, coś wspaniałego ;)
Mam tylko nadzieję, że mój zapał nie okaże
się być chwilowym i daremnym, bo z reguły szybko rezygnuję z jakichkolwiek form
aktywności internetowej. Wierzę, że tym razem będzie inaczej. Jeżeli tylko
komuś spodoba się to, co piszę - będę bardzo zadowolona. Liczę na Waszą
aktywność i pomoc.
Od razy uprzedzam, iż nie będzie to
fotoblog, blog z opowiadaniem albo też blog o określonej tematyce. Najgorsze,
co może zdarzyć się autorowi jakiegokolwiek bloga, to zaszufladkowanie i
przypięcie łatki. Ja wyznaję wolność słowa w każdej dziedzinie, toteż będę
chwytać się wielu tematów i zamierzam uraczyć Was przemyśleniami i refleksjami,
które nawiedzają mój umysł i rozrastają się do potężnych, aczkolwiek dających
się poskromić, pomysłów na napisanie pracy. Wszystko, co siedzi w mojej głowie,
przelewam na papier i oddaję w Wasze ręce. Liczę na pełne zaangażowanie z
Waszej, jak i z mojej strony ;) Dziękuję za uwagę!
Subskrybuj:
Posty (Atom)