wtorek, 12 maja 2015

Paradoks życia

Jakiś czas temu, na lekcji chemii, nauczyciel podzielił się z nami drobną anegdotą na temat ludzkiego życia. Ujawnił nam coś, co normalnemu człowiekowi nie przeszłoby przez myśl, gdyż wydawałoby mu się to niedorzecznością i wyolbrzymieniem. 
     Każdy z nas wie, iż do życia niezbędny jest nam tlen. Jest to pierwiastek, który szczególnie oddziałuje na nasze życie, powodując, że możemy oddychać i być pewni, iż dzięki niemu wszystkie niezbędne procesy w naszym organizmie będą przebiegały pomyślnie. Jest jednak pewien haczyk. Tlen, tak samo daje nam życie, jak i nam je odbiera. Dokładnie. Gdybyśmy dłuższy czas oddychali czystym tlenem, zostalibyśmy zdmuchnięci z tego świata, niczym pionki do gry planszowej, które, wskutek nagłego porywu wiatru, przewracają się i sieją zamęt na kolorowym polu. Nie w mojej mocy rozprawianie na tematy związane z nauką przyrodniczą, jaką jest chemia gdyż moje pojęcie o niej ogranicza się do skrupulatnie zawężonej podstawy programowej, toteż powstrzymam się od dalszych rozważań. Temat ten, na tyle jednak mnie zainteresował, iż postanowiłam w niniejszej pracy poddać pod lupę ogół ludzkiego życia. Pragnę zastanowić się nad sensem istnienia, nad motywami, jakie kierowały Stwórcą, by stworzyć człowieka i cały otaczający go świat oraz wszechświat. Jest to z pewnością niełatwy orzech do zgryzienia, ale czymże byłoby życie bez stawiania sobie wyzwań i wykraczania poza własne, dotąd znane nam, możliwości? Mam nadzieję, że jesteście tego samego zdania, co ja i podejmiecie się dalszej podróży w głąb moich refleksji.
Nie wiem jak wam, ale w związku z powyższym tematem, jedynym, co przychodzi mi na myśl jest trafna sentencja, widniejąca na stronie pewnego dzieła literackiego, pt. „Złodziejka książek”: „Kiedyś wszyscy umrzemy”. Zdecydowanie, te trzy słowa reprezentują sobą najprawdziwszą prawdę, która z pewnością nie jest dla nas czymś odkrywczym. O tym, że umrze, wie chyba każdy z nas. W takim razie, dlaczego, mimo tego, że nasz los jest przesądzony, udaje nam się żyć? Dlaczego udaje nam się czerpać z życia jak najwięcej, skoro (zgodnie z dogmatami naszej katolickiej wiary), prawdziwe życie rozpoczyna się dopiero po śmierci u boku Boga Ojca? Jaki jest sens uczestnictwa w spektaklu zatytułowanym „życie na ziemi”? Do tak wielkich rozmyślań skłoniła mnie właśnie owa anegdota zasłyszana na lekcji chemii, całkowicie niezwiązana z ówczesnym tematem lekcji. To ciekawe, jak mały zalążek jest w stanie rozrosnąć się do, olbrzymich rozmiarów, dorosłej rośliny. Taką roślinę stworzę przy użyciu słów i olbrzymiego arsenału myśli, które w chwili obecnej kotłują się w mojej młodzieńczej głowie. Zabiorę Was w podróż przez schemat życia potencjalnego człowieka. Przedstawię jego troski, pragnienia i pobudki, które kierują nim w osiąganiu pełni człowieczeństwa i czerpania wielkiej ilości pozytywów, wynikających z egzystencji.
Spróbujmy wyobrazić sobie małe dziecko. Dziecko, które dopiero co przyszło na świat. Właściwie, możemy mówić o niemowlęciu. Czym odznacza się niemowlę? Co sobą reprezentuje? Z pewnością jest tak samo piękną i cudowną istotą, jak my wszyscy i ma pełnię przysługujących mu praw. Posiada kochającą rodzinę, która prowadzi je przez życie w pierwszych jego chwilach. Uczy odróżniać dobro od zła. Gdy owe dziecko podrośnie, zaczyna myśleć na własny rachunek. Powoli odnajduje się pośród dziesiątek, a nawet setek ludzi podobnych do siebie i czerpie wzorce z ich zachowań. Gdy osiągnie wiek młodzieńczy, zaczyna stawiać sobie cele. Podejmuje naukę w szkole, dąży do realizacji swoich pragnień i marzeń. Nadchodzi czas, w którym niedawne dziecko przeobraża się w osobę dorosłą, znajduje, gwarantujące utrzymanie, zatrudnienie, zakłada rodzinę, wydaje na świat potomstwo i cały cykl powtarza się od nowa. Tak oto prezentuje się typowy schemat życia. Te same cele, ta sama kolejność, następujących po sobie, elementów układanki.  Na końcu cyklu przychodzi śmierć, a na miejscu ludzi, którzy wypełnili swoje powołanie, pojawiają się nowe osoby i powtórnie krąg się zamyka. Tak działa życie. Jak więc dobrze je przeżyć? Jakie środki przedsięwziąć, by zakończyć je z pełną satysfakcją i, wypełniającym wnętrze, spełnieniem?
Przyznaję się bez bicia, iż jestem stuprocentową pesymistką i widzę wszystko w ciemnych barwach. Moje perspektywy ściśle powiązane z przyszłością przybierają coraz to bardziej okrojony kształt, gdyż nie ma w nich miejsca na jasne, kolorowe barwy, które nadałyby kunsztu i odrobiny słodyczy mojemu przyszłemu życiu. Z tego powodu, również mój nastrój i postrzeganie świata są w maksymalnym stopniu pesymistyczne i niezachęcające do dalszego egzystowania. Cieszę się, że jestem tego świadoma, bo inaczej byłoby ze mną naprawdę źle. Próbuję spojrzeć czasami na świat przez tzw. „różowe okulary”, oczywiście z dozą niezbędnego realizmu, ale uwierzcie, że jest to niezwykle trudne. Dlatego też, przychodzę do Was z misją, by wszystkie dotychczasowe troski i zmartwienia porzucić, na rzecz pełniejszego życia, w blasku kolorowej chwały. Pragnę przejść metamorfozę i jestem w stanie przedsięwziąć w tym kierunku odpowiednie kroki. Postaram się uzbroić w, niewielki na początek, bagaż optymizmu i pokazać się światu z odrobinę lepszej strony. Co skłoniło mnie do tak nagłego ujawnienia cząstki siebie? Moim zamysłem jest uświadomienie Wam, że nie wystarczy wpasować się w podstawowe schematy ludzkiego życia wymienione wyżej, a wręcz całkowicie je wzbogacić i stworzyć na swój własny sposób. Ilu ludzi zmuszonych jest pożegnać się ze światem, na którym, wskutek bierności, nie pozostawiło po sobie żadnego śladu? Zapewne kojarzycie bardzo powszechną maksymę Horacego o treści: „Carpe diem”, co dosłownie oznacza: „chwytaj dzień”. Jest to zachęta do traktowania każdego dnia naszego cennego życia w taki sposób, jakby był naszym ostatnim. Należy czerpać z życia wszystko co dobre, bez względu na ilość. Jeżeli chociaż niewielki przedmiot, czy też na pozór normalne zdarzenie wywoła, choćby cień, pozytywnego uśmiechu na naszej twarzy, nie należy wahać się ani chwili, a tylko przystąpić do działania. Wielu ludzi zapomina o tym, jak ważne w naszym życiu są marzenia. Jak ogromne znaczenie mają nasze pragnienia, chęci i stawiane sobie cele. Jak bezcenne jest uczucie, w którym, wskutek pomyślnych działań, w końcu osiągamy spełnienie, ładujemy baterie i stawiamy sobie poprzeczkę jeszcze wyżej. Cały świat stoi przez nami otworem. Nie bez powodu jest on bogaty w tak olbrzymi zasób dóbr. To wszystko jest w zasięgu naszych rąk. Wystarczy tylko chcieć. Jak to mówią: „Dla chcącego nic trudnego”. Jeżeli ja, zaawansowana pesymistka, która swoim podejściem do świata przysłoniła pozytywny wzgląd na otaczające nas uniwersum wielu osobom, decyduję się na metamorfozę o 180 stopni, Wam również proponuję zastanowić się nad sensem istnienia i Waszym powołaniem. Nie bierzcie sobie do serca twierdzeń odnośnie nieuniknionej śmierci, bądź braku sensu w życiu pełnią życia. Jedyne, co jest całkowicie pozbawione sensu to właśnie tego typu „mądrości”. Pamiętajcie, nie jesteście w stanie stwierdzić, co spotka Was jutro. Korzystajcie z życia, żeby u kresu sił móc powiedzieć: „Przeżyłem swoje życie, najlepiej, jak potrafiłem. Zgłębiłem jego tajniki i zaznajomiłem się z jego działaniem. Jestem szczęśliwym i doświadczonym człowiekiem, któremu niestraszna śmierć”. Z własnego doświadczenia wiem, ile dziennego czasu poświęcałam na użalanie się nad sobą. Wskutek mojej nieuwagi, upłynęło mi kilka lat życia, które zostały zaliczone w stanie całkowitej bierności. Zobowiązuję się spojrzeć na świat pod nieco innym kątem. Tego samego oczekuję od Was. Zróbcie to dla siebie samych. Gwarantuję Wam, że nie tylko Wy odczujecie pozytywny dreszczyk emocji, ale, że udzieli się on również Waszym bliskim, z którymi będziecie mogli dzielić ową radość i brnąć przez życie w stanie całkowitego zaabsorbowania jego idealną formą. Wszystko ma taki kształt, jaki sami wykreujecie we własnym umyśle. To Wy jesteście architektami świata i to Wy decydujecie o jego ostatecznym kształcie. Czekam na Wasze przemyślenia na ten temat.